Metal jest ze
mną od około 30 lat… Słucham w domu, pracy, samochodzie, łóżku i gdzie się
tylko da… są jednak takie miejsca, w których takiej muzyki za cholerę nie
uświadczysz… gorzej w tych miejscach króluje gatunek, którego szczerze
nienawidzę, nienawidzę do tego stopnia, że robię się rozdrażniony (delikatnie
ujmując). Gdy tylko to dziadostwo usłyszę chcę wyjść z siebie, stanąć obok i
dać sobie w mordę za to, że znalazłem się w pobliżu głośników z których się to
puszcza!.
„disco polo” powoduje, że dostaję
białej gorączki. Ktoś, kiedyś powiedział mi, że jestem „ograniczony”… może i
tak, ale i to nie spowodowało, że polubiłem ten gatunek muzyczny (o ile w tym
przypadku można mówić o muzyce). Dlatego strasznie się męczę na uroczystościach,
które towarzyszą wszelkiego rodzaju zaślubinom, zabawom sylwestrowym i innym okolicznościowym
„imprezkom”.
Niejednokrotnie
szczerze mówiłem o moich odczuciach na ten temat, ale za każdym razem usiłowano
mi wmówić, że tak tylko gadam, a na weselach skaczę z łapkami w górze. Ludzie
czy tak ciężko pojąć, że to coś co Wy nazywacie muzyką mnie po prostu wkur..a.
W tej kwestii rozumie mnie tylko moja
żona i kilka osób z najbliższego otoczenia, ale cała reszta uważa, że to jakaś
moja fanaberia lub chęć zwrócenia na siebie uwagi. Nie moi drodzy (którzy i tak
tego nie przeczytacie) nie interesuje mnie Wasza uwaga tak samo jak Was muzyka,
którą ja żyję. A jeżeli jesteście jeszcze przed „obowiązkiem” zorganizowania
swojej uroczystości, to pomyślcie o tym, że nie wszyscy, których zapraszacie
będą ochoczo skakać jak małpki w takt muzyki, którą włączy czteroosobowy
operator odtwarzacza mp3 nazywający się zespołem, wyceniając swoją usługę na
3000zł. Uwierzcie mi są zespoły, które potrafią wyczuć Waszych gości i
dopasować repertuar. Ja nie oczekuję łojenia metalu na weselach, ale wiem, że
można dobrać tak muzykę, że ci, którzy chcą sobie poskakać z łapkami w górze
będą dobrze się bawić, a ci, których nie bawi takie zachowanie, nie zwieją do
domu po zjedzeniu rosołu ze schabowym i nie zatrzyma ich nawet sam Jack
Daniel's ustawiony jak gwardia narodowa na stołach.
Żeby nie było,
że tylko narzekam to wspomnę, o weselu na które szedłem jak zwykle z niechęcią
i przytłoczony ciężarem garnituru. Na początek zostałem poczęstowany rytuałem,
który jest bardzo popularny w naszym kraju. Po upływie zaledwie kilkudziesięciu
minut usłyszałem kilka utworów z tak zwanej „sceny polskiego rocka”. To nie
tylko mnie zaskoczyło, ale i pozwoliło mi się dobrze czuć. Owszem były momenty „na
papierosa”, ale po powrocie prawie zawsze słyszałem muzykę, która mi nie
przeszkadzała, a nawet doczekałem się karykaturalnych wykonań utworów „Another
Brick in the Wall” czy „Nothing Else Matters”. Mimo, że do jakości wykonania
można się przyczepić, to i tak dla zespołu należy się szacunek, za próbę
wyrównania repertuaru i wyczucia odbiorców.
Podsumowując…
zabrzmię jak „wujcio dobra rada”… zanim zdecydujecie się na grajków za potworne
pieniądze bo mają ładne światełka… zapoznajcie się z repertuarem, który
wykonują, a przede wszystkim pomyślcie o ludziach, którzy mają być świadkami
Waszego szczęścia. Bo chyba nie chcecie aby dzień, który ma być jednym z
najważniejszych w Waszym życiu był torturą dla gości, których zapraszacie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz