Kiedyś będąc w pracy miałem na sobie koszulkę „Sonisphere
Festival” z 2010 roku, czyli pamiętny przyjazd wielkiej czwórki do Polski, a
więc widniały tam nazwy zespołów „Anthrax”, „Megadeth”, „Slayer” i „Metallica”.
Dla mnie to nic dziwnego, często mam na sobie koszulkę, jakiegoś zespołu, czy
jak w tym przypadku festiwalową.
Praktycznie wszyscy z mojego otoczenia,
zarówno w pracy jak i wśród znajomych są do tego przyzwyczajeni. Tego dnia,
znajomy, będący po raz pierwszy u mnie w pracy (przyjmijmy współpracownik),
miał na sobie koszulkę „Black Sabbath”, przy spisywaniu umowy chwilkę
porozmawialiśmy o muzyce, ja nawet się zwierzyłem, że cały czas słucham i byłem
na koncercie którego mam koszulkę a on wtedy, ni z tego, ni z owego powiedział
mi, że to „kryzys wieku średniego”. Trochę się zdziwiłem, muzyka metalowa,
rockowa zawsze mi towarzyszyła a my się widzimy zaledwie któryś raz i gościu w
koszulce Black Sabbath zbliżony wiekiem do mnie mówi, że to kryzys wieku
średniego. Zapytałem, dlaczego tak uważa, a On twierdzi, że jemu też tak mówią
i chyba zaczyna w to wierzyć. Chwilę podyskutowaliśmy… oczywiście ja
twierdziłem, że muzyka jest dla mnie stylem i bardzo ważnym elementem życia,
następnie trochę otworzyłem mu oczy na nowsze zespoły (nie ujmując Black
Sabbath) i się rozstaliśmy (oczywiście umowę podpisaliśmy ;) ). Po kilku latach
spotykam tego samego człowieka z dredami na głowie, wyglądający zupełnie
„klimaciarsko”. Może to brzydkie, ale dokonałem oceny człowieka w kontekście
wcześniejszej sytuacji i stwierdziłem, że facet po prostu wstydził się tego co
lubi, co mu się podoba a teraz jest po prostu sobą. Nie chcę przypisywać sobie zasługi, ale wydaje mi się,
że wówczas poczuł, że nie jest sam, a to z kolei utorowało mu drogę do bycia sobą. Nie wiem, może to On właśnie przechodzi „kryzys wieku
średniego”, ale skoro sposób ubierania ma o tym świadczyć, to ja przechodzę
kryzys już od jakichś 30 lat i dobrze mi z tym.
W filmie „Metal” z 2005 r. Sam Dunn zamieścił sformułowanie
brzmiące mniej więcej tak: „metalowcy to wieczni chłopcy”, może coś w tym jest,
ale to jest tak, jak z oceną twórczości Pablo Picasso, wszyscy twierdzą, że
takie bohomazy potrafią namalować, ale już nie wszyscy potrafią je
zinterpretować. I tak jest z każdą pasją, nie wystarczy powiedzieć, że się
lubi, ale trzeba wiedzieć co się lubi i jeszcze raz powtarzam… nie koszulki
powodują, że lubię metal, a muzyka, której słucham i potrafię o niej coś
powiedzieć… bez względu na wiek. Teraz zbliżam się do wieku, o którym był
serial z Andrzejem Kopiczyńskim w roli głównej i wiem, że muzyka, którą kocham
będzie mi towarzyszyła do momentu rozstania się z życiem, chyba, że wcześniej
ogłuchnę, ale wtedy będę miał ją w głowie i przynajmniej jakąś część w myślach
sobie odtworzę…
A tak a propos „Black Sabbath” to przy najbliższej okazji
zapytam się wspomnianego wyżej kolegi czy się wybiera… bo ja tak :).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz