Ostatnio wylałem trochę gorzkich
słów w poście „"Metal pod strzechy" czyli KAT & RK w Chełmie” na
temat zespołu, który tak naprawdę bardzo lubię. Oj bo trochę wkurzyłem się na
te ponownie nagrane „666”. No ale… tak zadecydował zespół i tak ma być
(oczywiście cały czas mam na myśli Kata z Romanem Kostrzewskim).
Nie zapomnę wakacji (mniej więcej w czasie, gdy ukazał się
Bastard). Łoiłem wówczas namiętnie Kata, a album „Bastard” był nowością.
W tamtych latach modny był „Kalendarz Szalonego Małolata”.
Taka tam krzyżówka terminarza z pamiętnikiem, który jakbym się uparł to bym
gdzieś znalazł. Pamiętam, że jednego dnia było zadanie, żeby przepisać tekst
piosenki lata. Ja wybrałem „Zawieszony Sznur”. Przebój lata moim zdaniem. Coś w
tym jest, bo co prawda od tamtego czasu minęło kilka „lat”, a mi za każdym
razem, gdy usłyszę „Zawieszony Sznur” przypomina się letnie popołudnie w moim
pokoju jak namiętnie piszę w kalendarzu tekst utworu, korzystając trochę z
pamięci, trochę z okładki kasety. Mój ulubiony utwór, który stał się hitem
wakacji (ale chyba tylko moich), bo utwór nie dorobił się nawet teledysku.
Trochę szkoda, bo gdy się ukazały „Piwniczne Widziadła” i „Łza dla Dzieniów
Minionych” to po ciuchu liczyłem, że jako trzeci utwór Kata w Clipolu będzie
latał „Zawieszony Sznur”. Niestety nie doczekałem się odsłony wideo tegoż
utworu. Dodam też, że tego lata przekłułem sobie ucho, a tekst tego utworu
doskonale wpisywał się w moje cierpienie bo „ropa lała mi się z ucha”.
Inną sprawą była tematyka tekstów
Kata. To było coś… Niewinem czemu, ale wówczas traktowałem teksty Kata jak
ulotki z podziemia. Nie słuchałem w obecności rodziców, koledzy też milczeli
gdy mówiłem jak bardzo mi się podoba zespół. Kurde w moim otoczeniu Kat był
awangardą, a „satanistyczne” opowiastki z teksów brane były na poważnie. Wiele
osób wówczas wierzyło, że Roman Kostrzewski co noc idzie na cmentarz rozkopuje
groby, poluje na koty i scyzorykiem obcina im głowy, po czym pije krew z szyi
tych bezgłowych kotów, jak żul wino z pod sklepem. Nikt wówczas nie czytał symboliki,
ale i nikt wówczas nadmiernie nie walczył o odwoływanie koncertów. Muzyka żyła
własnym życiem.
Teraz wiele bym dał, żeby ukazała się podobna płyta do
„Bastard”. Profesjonalna, dojrzała, nie tak dzika jak „666”, ale posiadająca w
sobie energię bijącą od całego zespołu. Śmiem twierdzić, że to były najlepsze
lata zespołu Kat właśnie do krążka „Bastard”. Późniejsza twórczość nieco
słabiej wypada, przynajmniej w moim odczuciu, ale i tak Kat jest moim numerem 1
polskiego thrashu, zespołem do którego często wracam i często słucham…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz