Na Blind Guardian wybrałem się dosyć przypadkowo… zaprosił
mnie kolega. Tak trochę nietypowo się złożyło, że wcześniej nie miałem
styczności z tą kapelą, noo może poza jakimiś składankami lub przypadkowym
słuchaniem, być może ten sam kolega podsyłał mi linki do utworów tego zespołu,
ale jak już kiedyś pisałem „muzyka potrzebuje czasu”.
Stało się kolega mnie
zaprosił na koncert, a ja kompletnie nie widziałem na co się godzę. Co prawda
kilka razy próbowałem przesłuchać, ale jakoś mi nie podchodziło – chyba nie
przepadam za Power metalem – stwierdziłem. Owszem… sztandarowe utwory nie były
mi obce, ale i nie powalały mnie na kolana. Po takich dwóch próbach nasłuchania
sobie zespołu (w internecie) stwierdziłem, że zostawię sobie zespół na koncert
i już, a po koncercie stwierdzę… czy mi się podoba czy nie, zresztą zdarzały mi
się już takie zabiegi...
Nadszedł dzień koncertu. Powiedzmy, że bez przeszkód (pozdrowienia
dla kolegi w koszulce Motörhead) i sprawnie dotarliśmy do klubu „Progresja
Music Zone” (swoją droga pierwszy raz tam byłem i stwierdziłem, że lubię to
miejsce). Na miejscu, po opieczętowaniu wybraliśmy się na piwo (a ja dodatkowo
na papierosa). Gdy tak sobie paliłem… zacząłem rozglądać się wkoło i
stwierdziłem, że na koncercie jest sporo osób starszych ode mnie… co prawda
wiem, że zespół też nie jest młody, ale widziałem metali pod siedemdziesiątkę…
zaczęło mnie to zastanawiać, że fani Stonsów, Purpli… tutaj. Nie ukrywam, że
zaskoczenie było pozytywne, ale tym samym narastał mój żal, że jakoś tak po macoszemu
traktowałem Blind Guardian, zacząłem zdawać sobie sprawę, że wiele muzycznych
doznań mnie ominęło. Przez cały ten czas towarzyszyły nam dźwięki zespołu
Sopor, który wystąpił w roli supportu. Przyznaję, że nawet przyjemnie mi się ich
słuchało (mimo opinii o zespole, które pojawiły się przy wydarzeniu na FB). Co
prawda wnikliwie się nie przysłuchiwałem, ale urzekły mnie skrzypce, które
zdecydowanie prowadziły cały zespół nadając wyrazisty klimat.
Gdy rozbrzmiały pierwsze dźwięki Blind Guardian kończyliśmy
drugie piwo, a staliśmy przed wejściem do sali. Kolega błyskawicznie to
wychwycił i wyrwał w stronę sceny, tak jak kiedyś ja na koncercie Kata gdy
zobaczyłem Romana. Po chwili znaleźliśmy niemalże pod sceną. Zaczęło się na
dobre… wszyscy wokół powtarzali teksty za wokalistą a ja stałem tak trochę
obserwując publiczność, ale głównie przysłuchiwałem się i przyglądałem temu co
proponuje mi zespół. Po pierwszej euforii koncert nabrał swojego
charakterystycznego rytmu i trwał. Przyznaję, że z minuty na minutę z utworu na
utwór zacząłem się wkręcać… nawet nie wiem kiedy upłynęły te niemalże trzy
godziny. Szczególną uwagę zwróciłem na wokalistę, który ma świetny kontakt z
publicznością i gitarzystę, który rozbawiał mnie mimiką, która szybko znalazła
skojarzenie w Michaelu Ammocie z Arch Enemy. Pod koniec koncertu kumpel
przyniósł jeszcze po jednym piwie. Atmosfera była gorąca więc szybko się z nim
rozprawiliśmy, wiec postanowiłem, że przyniosę jeszcze po jednym… Właśnie
wtedy, gdy stałem przy barze, a miła pani nalewała nam browarka stało się coś,
czego chyba nie zapomnę nigdy… stałem przy barze tyłem do sceny i całej
publiczności, przyglądałem się jak piwo powoli zapełnia plastikowe kubki,
zapłaciłem, spakowałem portfel do kieszeni i odwróciłem się… przez pierwszą
chwile miałem wrażenie, że zniknęła publiczność.
Blind Guardian „The Bard's Song” - Warszawa 2016 |
Spojrzałem w dół… a tam
wszyscy, ale to wszyscy siedzą grzecznie po turecku na podłodze. Jak w
przedszkolu. Ze sceny dopływały dźwięki „The Bard's Song”. Co prawda gdzieś
czytałem o tym, ale na koncercie kompletnie o tym zapomniałem. Piękne. Naprawdę
wywarło to na mnie ogromne wrażenie. Szybko i w poczuciu winy, że jeszcze nie
siedzę zająłem miejsce przy kumplu. Cieszę się, że pierwszy raz Blind Guardian
oglądałem na koncercie klubowym, bo jak później zauważyłem w otwartej
przestrzeni nie ma takiej tradycji. Teraz już wiem co mnie ominęło. Słucham
metalu od około trzydziestu lat, a przegapiłem tak kapitalny zespół. Już teraz
wiem co robili na tym właśnie koncercie starsi koledzy. Teraz nadrabiam. Dziękuje
za zaproszenie!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń