wtorek, 12 lipca 2016

Blind Guardian - Warszawa 2016


Blind Guardian - Warszawa 2016
Na Blind Guardian wybrałem się dosyć przypadkowo… zaprosił mnie kolega. Tak trochę nietypowo się złożyło, że wcześniej nie miałem styczności z tą kapelą, noo może poza jakimiś składankami lub przypadkowym słuchaniem, być może ten sam kolega podsyłał mi linki do utworów tego zespołu, ale jak już kiedyś pisałem „muzyka potrzebuje czasu”.
Stało się kolega mnie zaprosił na koncert, a ja kompletnie nie widziałem na co się godzę. Co prawda kilka razy próbowałem przesłuchać, ale jakoś mi nie podchodziło – chyba nie przepadam za Power metalem – stwierdziłem. Owszem… sztandarowe utwory nie były mi obce, ale i nie powalały mnie na kolana. Po takich dwóch próbach nasłuchania sobie zespołu (w internecie) stwierdziłem, że zostawię sobie zespół na koncert i już, a po koncercie stwierdzę… czy mi się podoba czy nie, zresztą zdarzały mi się już takie zabiegi...
Nadszedł dzień koncertu. Powiedzmy, że bez przeszkód (pozdrowienia dla kolegi w koszulce Motörhead) i sprawnie dotarliśmy do klubu „Progresja Music Zone” (swoją droga pierwszy raz tam byłem i stwierdziłem, że lubię to miejsce). Na miejscu, po opieczętowaniu wybraliśmy się na piwo (a ja dodatkowo na papierosa). Gdy tak sobie paliłem… zacząłem rozglądać się wkoło i stwierdziłem, że na koncercie jest sporo osób starszych ode mnie… co prawda wiem, że zespół też nie jest młody, ale widziałem metali pod siedemdziesiątkę… zaczęło mnie to zastanawiać, że fani Stonsów, Purpli… tutaj. Nie ukrywam, że zaskoczenie było pozytywne, ale tym samym narastał mój żal, że jakoś tak po macoszemu traktowałem Blind Guardian, zacząłem zdawać sobie sprawę, że wiele muzycznych doznań mnie ominęło. Przez cały ten czas towarzyszyły nam dźwięki zespołu Sopor, który wystąpił w roli supportu. Przyznaję, że nawet przyjemnie mi się ich słuchało (mimo opinii o zespole, które pojawiły się przy wydarzeniu na FB). Co prawda wnikliwie się nie przysłuchiwałem, ale urzekły mnie skrzypce, które zdecydowanie prowadziły cały zespół nadając wyrazisty klimat.
Gdy rozbrzmiały pierwsze dźwięki Blind Guardian kończyliśmy drugie piwo, a staliśmy przed wejściem do sali. Kolega błyskawicznie to wychwycił i wyrwał w stronę sceny, tak jak kiedyś ja na koncercie Kata gdy zobaczyłem Romana. Po chwili znaleźliśmy niemalże pod sceną. Zaczęło się na dobre… wszyscy wokół powtarzali teksty za wokalistą a ja stałem tak trochę obserwując publiczność, ale głównie przysłuchiwałem się i przyglądałem temu co proponuje mi zespół. Po pierwszej euforii koncert nabrał swojego charakterystycznego rytmu i trwał. Przyznaję, że z minuty na minutę z utworu na utwór zacząłem się wkręcać… nawet nie wiem kiedy upłynęły te niemalże trzy godziny. Szczególną uwagę zwróciłem na wokalistę, który ma świetny kontakt z publicznością i gitarzystę, który rozbawiał mnie mimiką, która szybko znalazła skojarzenie w Michaelu Ammocie z Arch Enemy. Pod koniec koncertu kumpel przyniósł jeszcze po jednym piwie. Atmosfera była gorąca więc szybko się z nim rozprawiliśmy, wiec postanowiłem, że przyniosę jeszcze po jednym… Właśnie wtedy, gdy stałem przy barze, a miła pani nalewała nam browarka stało się coś, czego chyba nie zapomnę nigdy… stałem przy barze tyłem do sceny i całej publiczności, przyglądałem się jak piwo powoli zapełnia plastikowe kubki, zapłaciłem, spakowałem portfel do kieszeni i odwróciłem się… przez pierwszą chwile miałem wrażenie, że zniknęła publiczność.
Blind Guardian „The Bard's Song”
- Warszawa 2016
Spojrzałem w dół… a tam wszyscy, ale to wszyscy siedzą grzecznie po turecku na podłodze. Jak w przedszkolu. Ze sceny dopływały dźwięki „The Bard's Song”. Co prawda gdzieś czytałem o tym, ale na koncercie kompletnie o tym zapomniałem. Piękne. Naprawdę wywarło to na mnie ogromne wrażenie. Szybko i w poczuciu winy, że jeszcze nie siedzę zająłem miejsce przy kumplu. Cieszę się, że pierwszy raz Blind Guardian oglądałem na koncercie klubowym, bo jak później zauważyłem w otwartej przestrzeni nie ma takiej tradycji. Teraz już wiem co mnie ominęło. Słucham metalu od około trzydziestu lat, a przegapiłem tak kapitalny zespół. Już teraz wiem co robili na tym właśnie koncercie starsi koledzy. Teraz nadrabiam. Dziękuje za zaproszenie!

1 komentarz: