Batushka – Zespół, który mimo wielkiego objawienia w 2015
roku, odkryłem jakieś dwa miesiące temu. Dokładnie był to czas gdy Behemoth po
raz pierwszy opublikował plakat „Rzeczpospolita Niewierna”. Wówczas z
ciekawości przesłuchałem kilka utworów na You Tubie, ale ich muzyka nie zrobiła
na mnie specjalnego wrażenia (pewnie dlatego, że słuchałem na wyrywki).
Mimo delikatnej
niechęci polubiłem ich stronę na Facebooku. Od czasu do czasu przewijały mi się
ich posty, ale jedynie na nie spoglądałem. Przespałem kilka nocy kompletnie nie
myśląc ani o tym zespole, ani o ich muzyce. Rzec można – zapomniałem. Któregoś
ranka obudziłem się z dziwną melodią w głowie. Kompletnie nie kojarzyłem co to
może być. Te dźwięki do mnie powracały jak bumerang. Szlag mnie trafiał, bo nie
wiedziałem co to jest i skąd się wzięło, zwłaszcza, że zalatywało mi to jakimś
chorałem. Żyłem tak sobie, trochę podenerwowany z nieznajomą melodią w głowie.
Zastanawiałem się nawet, czy nie mam zdolności kompozytorskich i właśnie dopadła mnie
wena, ale na szczęście nie mam w domu żadnych instrumentów, na których mógłbym to
sprawdzić. Któregoś dnia w wszedłem na You Tuba, chciałem posłuchać czegoś
nowego, a wtedy… ukazała mi się „Matka Boska”. Zaszokowany objawieniem
nieśmiało kliknąłem w „ikonę”… usłyszałem dźwięki dzwonków, poczułem się jak w
jakiejś świątyni trochę mnie zamurowało, gdy usłyszałem delikatne dźwięki
gitary z werblem w tle przypominającym dźwięk jadącego pociągu nieświadomie
zacząłem się wycofywać wciskając w oparcie krzesła… po kilkudziesięciu sekundach
trzepnęło we mnie jak grom z jasnego nieba. Blackmetalowy skrzek i uderzenie
wcisnęło mnie w oparcie do tego stopnia, że krzesło straciło cierpliwość (od
tamtego dnia nie mam oparcia przy krześle do komputera). W momentach, które
można nazwać refrenami wybrzmiewała melodia, ta która zamieszkała w mojej
głowie od kilku, może kilkunastu dni. Yekteniya 3, to ten utwór, który musiałem
wcześniej usłyszeć, ale nie potrafię określić gdzie i kiedy. Od razu zamówiłem
płytę. Przez jakieś trzy dni dreptałem z nogi na nogę wyglądając listonosza z przesyłką.
Wreszcie przyszła! Delektując się muzyką (wraz z sąsiadami, przy czym oni
biernie), zacząłem przeglądać poligrafię. Nie dało się nie zauważyć, że
wszystko opisane jest w języku rosyjskim (przynajmniej tak mi się wydawało, bo
tego języka się uczyłem, ale później gdzieś przeczytałem, że to podobno
cerkiewno-słowiański), następnie… stwierdziłem brak składu, tzn. są podane
imiona Marcin, Bartłomiej i Krzysztof przy obrazkach przypominających ikony.
Wkurzyłem się! Ponownie siadłem przy komputerze szukając informacji o zespole.
A to chytrusy pomyślałem, bo składu nie znalazłem, przeczytałem gdzieś, że jest
to tajemnica wobec której snuje się szereg domysłów. Skojarzenie było jedynie
formalnością, bo zespół swoim bytem scenicznym do złudzenia przypomina szwedzki
Ghost i do tego jeszcze ta tajemniczość, ukrywanie twarzy i personaliów. Pomyślałem
– no cóż w obecnej sytuacji naszego kraju to może i lepiej ;) a zresztą, skoro
przerabiał to Slipknot, przerabia to Ghost… więc dlaczego my w kraju nad Wisłą
również nie możemy anonimowego zespołu. Trochę mi się to nie podoba, ale wiem,
że taka zagrywka wkręca… i trochę nakręca biznes. Warto podkreślić, że
wymienione zespoły poza tajemnicą nic nie mają wspólnego z Batushką.
Wracając do płyty… Batushka zaskakuje formą (nie tylko w
wyglądzie nawiązującym do prawosławia), bo słuchając ich muzyki, to choćby byli
nago i tak widzielibyśmy na nich cerkiewne stroje liturgiczne. W ich przypadku
muzyka zdecydowanie dominuje i niemożna mówić o przeroście formy nad treścią.
Połączenie cerkiewnych chórów, skrzeczącego wokalu i growlu z intensywnym
świetnie poukładanym instrumentarium daje mroczny, ponury a jednocześnie groźny
i tajemniczy klimat. Słuchając od początku do końca miałem wrażenie, że jestem
na koncercie zorganizowanym w cerkwi. Uczucie przypominało sen, który wydaje się
jawą, ale w pewnym momencie wkracza brak logiki realnego świata. Nie jestem
zagorzałym fanem „black metalu”, ale ten zespół i jego pierwsze wydawnictwo spowodowało ciary na plecach i brak oparcia w krześle.
Cała płyta rozrywa swoją dynamiką i skleja na nowo świetnie wplecionymi klimatami
prawosławia. Muzyka momentami kołysze, usypiając czujność tylko po to by
ponownie zerwać na równe nogi.
Pozbawiony oparcia (w krześle) nie mogę się oprzeć siedząc
przy komputerze, jednocześnie nie mogę się oprzeć muzyce zespołu Batushka. „Litourgiya”
(bo taki nosi tytuł debiutancki album) to naprawdę bardzo dobre wydawnictwo do
którego na pewno często będę wracał.
I jak tu nie wierzyć w cud objawienia…
Sprawca połamanego krzesła "Yekteniya 3"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz