Zaległości zaległości… no, ale blog to nie piekarnia… Tak… odkąd usłyszałem „Satan Is Real” wiedziałem, że napiszę
albumie „Gods of Violence”. Jak wszyscy dobrze wiemy „Gods of Violence” jest 14
studyjnym wydawnictwem „legendy thrash metalu z Niemiec” – zespołu Kreator. No właśnie „z Niemiec”… szczerze…?
to trochę mnie to
irytuje, że bardzo często przy tym zespole używa się sformułowania legenda,
bogowie itp. z dopiskiem określającym kraj pochodzenia… tylko, po co? Według
mnie Kreator jest na tyle rozpoznawalnym zespołem, który ma swoją pozycję na
świecie i nie ma konieczności zawężania Ich dorobku do miana najlepszego we
własnym kraju. Uważam, że Kreator spokojnie może stanąć obok takich zespołów,
jak Metallica czy Slayer. No, ale z mentalnością jest jak z wiatrakami i Donkiszotem…
Wracając do „Gods of Violence”… nie będę się nadmiernie
rozpisywać, bo album jest naprawdę bardzo dobry i nie ma potrzeby drążyć tematu,
zwłaszcza, że od premiery (styczeń 2017) minęło trochę czasu, a i tekstów na jego
temat też sporo powstało.
Nie wiem dlaczego, ale od razu wiedziałem, że się nie
zawiodę. Zespół świetnie stopniował napięcie podając kolejne utwory (teledyski).
Najpierw usłyszeliśmy i zobaczyliśmy tytułowy „Gods of Violence”, który wydawał
się zmierzającą w podobnym kierunku kontynuacją „Phantom Antichrist”, następnie
kawałek, który mnie powalił, który podśpiewywałem sobie przez blisko dwa
miesiące i to w różnych sytuacjach „Satan Is Real”. Wyobraźcie sobie stoję w
kolejce po bułki mamrocząc „Satan Is Real”, albo na firmowej „wigilii” co było to
naprawdę niebezpieczne zważywszy na czasy ;). Kolejne dwie odsłony już tylko
przypieczętowały jakość albumu. Zarówno „Totalitarian Terror” i „Fallen
Brother” mają coś, co nazywa się przesłaniem… takie zjawisko, które nie jest
nadużywane we współczesnej muzyce, a już szczególnie w tej popularnej.
Gods of Violence” to nie tylko utwory, które promowały
najnowsze wydawnictwo Kreator-a, bo oprócz wspomnianych utworów na płycie
znajdziemy jeszcze siedem kompozycji, które utrzymują tempo, brzmienie i
charakterystyczny klimat zespołu tworząc zwartą całość. Na uwagę na pewno
zasługują jeszcze „Lion with Eagle Wings” czy „Side by Side”. W odróżnieniu od
poprzednich albumów możemy odnieść wrażenie nieco spokojniejszego bardziej
melodyjnego grania, ale nie dajmy się zwieść… Kreator brzmi jak Kreator i
słucha się jak Kreator-a!
„Gods of Violence” postrzegam jako album, który nie musi
niczego udowadniać (tak jak było ze szczytową kapelą „Wielkiej Czwórki”).
Kreator to zespół, który utrzymuje świetną formę i idzie do przodu robiąc
swoje, a „Gods of Violence” jest kolejnym świetnie skomponowanym dziełem! – i
tyle.
Ocena: 5/5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz