środa, 19 kwietnia 2017

Kreator - Gods Of Violence

Zaległości zaległości… no, ale blog to nie piekarnia… Tak… odkąd usłyszałem „Satan Is Real” wiedziałem, że napiszę albumie „Gods of Violence”. Jak wszyscy dobrze wiemy „Gods of Violence” jest 14 studyjnym wydawnictwem „legendy thrash metalu z Niemiec” – zespołu Kreator. No właśnie „z Niemiec”… szczerze…?
to trochę mnie to irytuje, że bardzo często przy tym zespole używa się sformułowania legenda, bogowie itp. z dopiskiem określającym kraj pochodzenia… tylko, po co? Według mnie Kreator jest na tyle rozpoznawalnym zespołem, który ma swoją pozycję na świecie i nie ma konieczności zawężania Ich dorobku do miana najlepszego we własnym kraju. Uważam, że Kreator spokojnie może stanąć obok takich zespołów, jak Metallica czy Slayer. No, ale z mentalnością jest jak z wiatrakami i Donkiszotem…
Wracając do „Gods of Violence”… nie będę się nadmiernie rozpisywać, bo album jest naprawdę bardzo dobry i nie ma potrzeby drążyć tematu, zwłaszcza, że od premiery (styczeń 2017) minęło trochę czasu, a i tekstów na jego temat też sporo powstało.
Nie wiem dlaczego, ale od razu wiedziałem, że się nie zawiodę. Zespół świetnie stopniował napięcie podając kolejne utwory (teledyski). Najpierw usłyszeliśmy i zobaczyliśmy tytułowy „Gods of Violence”, który wydawał się zmierzającą w podobnym kierunku kontynuacją „Phantom Antichrist”, następnie kawałek, który mnie powalił, który podśpiewywałem sobie przez blisko dwa miesiące i to w różnych sytuacjach „Satan Is Real”. Wyobraźcie sobie stoję w kolejce po bułki mamrocząc „Satan Is Real”, albo na firmowej „wigilii” co było to naprawdę niebezpieczne zważywszy na czasy ;). Kolejne dwie odsłony już tylko przypieczętowały jakość albumu. Zarówno „Totalitarian Terror” i „Fallen Brother” mają coś, co nazywa się przesłaniem… takie zjawisko, które nie jest nadużywane we współczesnej muzyce, a już szczególnie w tej popularnej.
Gods of Violence” to nie tylko utwory, które promowały najnowsze wydawnictwo Kreator-a, bo oprócz wspomnianych utworów na płycie znajdziemy jeszcze siedem kompozycji, które utrzymują tempo, brzmienie i charakterystyczny klimat zespołu tworząc zwartą całość. Na uwagę na pewno zasługują jeszcze „Lion with Eagle Wings” czy „Side by Side”. W odróżnieniu od poprzednich albumów możemy odnieść wrażenie nieco spokojniejszego bardziej melodyjnego grania, ale nie dajmy się zwieść… Kreator brzmi jak Kreator i słucha się jak Kreator-a!
„Gods of Violence” postrzegam jako album, który nie musi niczego udowadniać (tak jak było ze szczytową kapelą „Wielkiej Czwórki”). Kreator to zespół, który utrzymuje świetną formę i idzie do przodu robiąc swoje, a „Gods of Violence” jest kolejnym świetnie skomponowanym dziełem! – i tyle.


Ocena: 5/5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz