Manchiz – z tym zespołem miałem problem. Z jednej strony
detalicznie dopracowane kompozycje z drugiej muzyka, która bywa obok mnie – grunge.
Zespół powstał w 2014 r., pochodzi z Bielska-Białej wykonuje
muzykę na pograniczu alternatywnego rocka i… grunge'u, w moim przypadku jest to
jeden z tych gatunków, które potrzebują trochę więcej czasu na
osłuchanie. Znając siebie wiem, że jeżeli coś nie podchodzi na początku, to w
przyszłości może zrodzić fascynację…
Krążek, do którego się odnoszę to „Welcome To The Earth”. Mini-album
wydany w 2017 r., który może i nie do końca odsłania możliwości zespołu, ale ma
w sobie coś, co sprawia, że z każdym odsłuchem jestem ciekaw tajemnic
skrywanych w dźwiękach. Wszystkie kompozycje utrzymane w specyficznym i
określającym styl klimacie.
W momencie, gdy uznałem, że już nieźle mi się togo słucha, to
odkryłem, że nieco ciężej o tym pisze. Może gdybym był większym fanem Pearl Jam
czy Alice In Chains było by łatwiej… proces ten trwa u mnie latami i odkąd
pamiętam zawsze kończyło się tym samym – każdy krążek wylatywał po kilku
odsłuchach. Z grunge’m to już tak mam. Wydawało mi się, że nic tego nie zmieni,
dlatego od dłuższego czasu do tego gatunku podchodziłem poznawczo i odstawiałem
na półkę – no, ale o wspomnianych kapelach nie musiałem pisać… bynajmniej nie
recenzje. W przypadku Manchiz takiego zobowiązania się podjąłem.
Po „Welcome To The Earth” sięgałem kilkakrotnie, początkowo
zmuszając się do tego…
Dzisiaj zobowiązany jestem stwierdzić, że ich muzyka
odkrywczo porywa mnie w nurt, po macoszemu traktowanego przeze mnie gatunku. Mimo
tego, że twórczość Manchiz jest przepełniona pasją chęcią tworzenia, którą od
razu wyczułem, to coś sprawiało, że sięgałem po ten krążek z dystansem.
„Welcome to the earth” to pięć niezwykle hipnotycznych i
zawiesistych utworów. Każdy kawałek jest dopieszczony i dopracowany, co do
jednej nutki czy wyśpiewanej zgłoski. Słuchając Manchiz zacząłem dostrzegać
magię muzyki, która często wydawała się mi odpychająca. Każdy kawałek to paleta
niezwykle dopasowanych i pięknie poukładanych dźwięków, które budzą fascynację
i specyficzny niepokój. Na uwagę na pewno zasługują utwory „Nameless” i
tytułowy „Welcome To The Earth”. Ten pierwszy zaczął mnie przekonywać,
natomiast drugi porwał mnie na dobre, co nie oznacza, że pozostałe „Why Are
You”, „Sleep On” czy „Belive Your Eyes” są gorsze… każdy z nich ma w sobie coś,
co nie pozwala zapomnieć o ich muzyce. Pełne, wyraziste brzmienie z umiejętnie
wyartykułowaną perkusją, hipnotycznymi solówkami i charakterystycznymi riffami
powodują, że coraz ciężej jest mi odłożyć CD, a każdy powrót skutkuje ciarami
na plecach. Wspomniany niepokój to z pewnością zasługa idealnie wkomponowanego
wokalu, który dopełnia całości wprowadzając mroczny klimat.
Przez ten swój dystans do gatunku grunge, nawet pisanie
recenzji odstawiłem na kilka dni, żeby się przekonać czy to nie jest „chwilowe
zauroczenie”?, a może podświadomie przez ten czas chciałem pochłaniać ich
muzykę jak najdłużej? Tego nie wiem! Wiem natomiast, że „przywitany na ziemi”
przez Manchiz na dłużej zagoszczę w ich dźwiękach, bo „Welcome To The Earth” to
kawał dobrej i mądrze skomponowanej muzyki.
Ocena: 4/5
Lista utworów:
- „Why Are You”
- „Nameless”
- „Sleep On”
- „Welcome To The Earth”
- „Belive Your Eyes”
---
\m/ Stary Metalowiec
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz