„Iron Times” –
najnowsza EPka zespołu Vader… Płyta zawiera zaledwie cztery utwory, które długością
nie grzeszą, niemniej jednak energia w nich zawarta odzwierciedla kondycję
zespołu. Vader po raz kolejny udowadnia, że ma się dobrze, tworzy i zaskakuje.
Od czasu ukazania się „Tibi et Igni” nie da się nie zauważyć, że twórczość
zespołu pochyla się w stronę thrash metalu. Czy to dobrze? Moim zdaniem tak –
zespół zyskuje niesamowitą świeżość, odsłaniając jednocześnie inspiracje, które
doprowadziły zespół w miejsce, w którym aktualnie się znajduje, a „Iron Times” otwiera
w kolejną epokę Vadera.
Słuchając tej EPki nasunęły mi się dość patetyczne porównania
i odniesienia… gdybym miał poetycko odnieść się do tego wydawnictwa pisałbym
tak:
Cztery utwory, które są jednocześnie jak cztery żywioły,
cztery pory roku i cztery strony świata.
„Parabellum” jest jak wschód,
woda i wiosna… woda, bez której nie ma życia; wschód i wiosna zaczyna coś
nowego, nowy czas… „Iron times”.
„Prayer to the God of War” – utwór gorący jak ogień, symbolizujący zarówno zło i
dobro (chociażby to zawarte w tytule). Dojrzały jak lato, które łączy ze sobą niesamowitą energię i doświadczenie. „Prayer
to the God of War” to południowe
słońce… dokuczliwie przyjemne. Całość tworzy genialną kompozycję, której
chciałoby się słuchać bez końca.
„Pięść i stal” jest jak powietrze
nadające rytm życia. Rytm ten ulokowany jest w konstrukcji i melodyjności utworu,
która stopniowo prowadzi nieuchronnie do jesieni,
jednocześnie odsłaniając mrok, obejmujący tron po zachodzie słońca.
„Overkill” to życiodajna ziemia, którą uprawiał przez blisko 60 lat Lemmy Kilmister. „Overkill”
to hołd. „Overkill” to też północ, najczarniejsza pora doby, północ, która jako jedyna jednoznacznie i na
wiele sposobów wskazuje kierunek. „Overkill” to zima, która swoim chłodem pieczętuje swoje poprzedniczki i daje
nadzieję na przyszłość… kolejny etap, a w tym przypadku kolejną
pełną płytę. „Overkill” to zachód, który każe nam spojrzeć w stronę odchodzącej legendy…
Może gdybym jeszcze chodził do szkoły to taka recenzja ujęła
by polonistkę… swoją drogą, że też nigdy w szkole na to nie wpadłem, żeby
zamiast recenzji „Ostatniego Mohikanina” napisać recenzję „The Ultimate
Incantation”.
Wracając… ja jednak wolę opisać tą płytę nieco krócej:
„Iron Times” to najlepsza EPka Vadera od czasów „Sothis”, „Iron
Times” cztery kawałki, które przypominają dźwięk spadającej bomby, której eksplozja
planowana na 23 września. „Iron Times” jest jak błysk pioruna, po którym usłyszymy
niezłe pierdo*nięcie. Nie trzeba wybebeszać ludzi w teledyskach, żeby podnieść moc
(jak u Slayera). W moim odczuciu uczeń przerósł mistrza. Wszyscy wiemy, że niegdyś
Slayer miał duży wpływ na twórczość Vadera. Dzisiaj Vader mimo zawirowań w
składach na przestrzeni lat bije na głowę całą „wielką czwórkę” i jako Polacy
możemy być dumni z posiadania takiej perełki… ale jak to w naszym kraju bywa
wielkich rzeczy nie dostrzegamy… patrzymy w stronę pierd*ł… i dlatego gdy
będziecie szukać najnowszej płyty Vadera „The Empire” w sklepie na „e” i jej nie znajdziecie, to spójrzcie
na półkę z muzyką zagraniczną…
Ocena 5/5
Ocena 5/5
VADER - Prayer To The God Of War
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz